Inspiratornia

Technologia jest dźwignią, która pozwala coś zmienić na świecie i pomagać ludziom - mówi Krzysztof Karolczak, współzałożyciel software house'u Inwedo. Rozmowę poprowadziły Anna Bichta i Małgorzata Polak z portalu Rozwijamy.edu.pl. 

 Kiedy odkryłeś w sobie pasję do programowania? Od czego zacząłeś?

Pamiętam, że od dziecka fascynowało mnie to, że technologia ma taką fantastyczną moc stwórczą. Dzięki niej po prostu dosyć łatwo jest wytworzyć coś, co staje się rzeczywistością. Odkryłem to w wieku siedmiu, ośmiu lat, kiedy pojawił się pierwszy komputer w domu. Zacząłem eksperymentować razem z moimi znajomymi, próbując robić proste gry tekstowe, graficzne. Pierwszą stażową pracę w IT podjąłem w wieku 14 lat. Czułem gdzieś podświadomie, że technologia jest dźwignią, która pozwala coś zmienić na świecie, pomagać ludziom. A także uczenie się programowania, próba urzeczywistnienia pomysłów czy idei jest dla mnie bardzo przyjemna. 

Opowiesz nam o początkach Inwedo? Ile lat prowadzisz firmę?

Był rok 2006, miałem 16 lat. To były inne czasy, jeśli chodzi o technologię. Początek był zupełnie prozaiczny i przypadkowy. Pracowaliśmy razem z moim przyjacielem i obecnym wspólnikiem Dominikiem Gossem, który wtedy miał 23 lata, nad projektem związanym z edukacją. Jednym z partnerów poza Kuratorium Oświaty był też Microsoft Edukacja. Im bardzo spodobała się platforma, którą tworzyliśmy, chcieli ją wprowadzić dla szerszego grona. Dostaliśmy informację: “panowie, robicie świetną pracę, ale potrzebujemy mieć na to fakturę". I tak Microsoft stał się naszym pierwszym klientem. Dominik wybrał się do urzędu, nie mając nawet pomysłu na nazwę firmy. Padło na DEV36. Dev od development, a 36 dlatego, że taki był adres mieszkania, w którym wtedy pracowaliśmy. Nie mieliśmy może swojego garażu, ale za to część projektów powstała wtedy w altanie w ogrodzie.

Czyli Kuratorium Was znalazło?

Tak, ponieważ oni współpracowali z Dominikiem, znali go dzięki jego długoletniej pasji do uczenia, prowadzenia zajęć z programowania. Wtedy to nie było tak bardzo mainstreamowe, jak jest teraz.

I co było dalej? Jak zaczęliście rozwijać działalność?

Chciałbym od razu powiedzieć, że mylna jest taka liniowa percepcja rozwoju firmy. Jak się patrzy na jakąkolwiek dużą firmę, wydaje się, że współtwórcy, założyciele wykonali szereg bardzo logicznych kroków. Nigdy tak nie jest. Wystarczy podać przykład sukcesu firmy Apple. Nie sądzę, że Steve Jobs wiedział dokładnie, co trzeba zrobić, podejmował po kolei tylko dobre decyzje. Gdy patrzymy wstecz, widzimy, że rozwój firmy to suma często losowych, przypadkowych zdarzeń, które razem splatają się w historię. I tak też było w naszym przypadku. Łączyła nas pasja do tworzenia, do budowania. Dobraliśmy się razem z moim wspólnikiem pod względem wartości i pewnego spojrzenia na świat, jeśli chodzi o jakość tego, co robimy, o uczciwość i o transparencję. I dzięki temu dobrze nam się pracowało przy kolejnych projektach programistycznych. Byliśmy dwójką młodych chłopaków, która pracowała dla różnych firm, wspierając ich w budowaniu potrzebnych im rozwiązań. Te projekty z czasem zaczęły rosnąć. 

I zaczęliście rozbudowywać zespół?

Tak, powstał pięcio-, sześcioosobowy zespół. Byliśmy wtedy na etapie tworzenia różnych portali społecznościowych, na przykład dla miłośników diet. I pamiętam, że pracowaliśmy długo przy jednym takim projekcie, co sprawiło, że więzi między nami zaczęły się zacieśniać, zgromadziliśmy też dużą wiedzę. Poczuliśmy, że to jest dobry moment, żeby doradzać innym firmom w budowie architektury, w optymalizacji procesów, w minimalizacji ryzyka związanego z niepowodzeniem projektu. Mieliśmy już praktyczne doświadczenie, które zyskaliśmy przy naszych realizacjach, takie całościowe spojrzenie na proces. Większość projektów programistycznych jest złożona, bo wymaga ścisłej współpracy wielu osób, które uczestniczą razem w skoordynowany sposób w tworzeniu końcowego produktu. Zaczęliśmy pomagać dużym firmom w rozumieniu, jak ten proces zachodzi. Tak powstała doradcza część naszej działalności.

Jakie wyzwania, trudne momenty stanęły przed Wami? Jak sobie z nimi poradziliście?

Są takie dwa momenty w życiu każdego założyciela, które są bardzo kluczowe. Pierwszy to rekrutowanie nowych ról i oddawanie odpowiedzialności za rzeczy, w których nie jest się ekspertem. Już w zespole kilkunastoosobowym trzeba podzielić się odpowiedzialnością za obszary, do których nie jest się naturalnie stworzonym lub po prostu zatrudnić odpowiednich ludzi, w naszym wypadku np. do marketingu i sprzedaży (oboje pochodzimy ze świata technicznego). 

Ale drugi, jeszcze trudniejszy moment, to podzielenie się odpowiedzialnością za zadania, w których jest się bardzo dobrym, o których jesteśmy przekonani, że robimy je fantastycznie. To pozwala skupić się na rekrutowaniu zespołów, wśród których są teraz programiści znacznie lepsi od nas, ba, nawet dużo lepsi, niż my kiedykolwiek moglibyśmy być.

Podzielenie się pracą, ale też dopuszczenie innych do sukcesów?

Oczywiście. Wszystko, co osiągnęliśmy w tych ostatnich latach jest dzięki grupie ludzi, która tworzy Inwedo, codziennie przychodzi do pracy i wkłada swoje serce. Szczególnie cieszy mnie fakt, że 25% liczby osób w firmie stanowią kobiety, co jest wysokim wskaźnikiem w świecie IT. Dla mnie najlepsze uczucie to duma z osiągnięć innych ludzi. Bo ja tych sukcesów sobie w żaden sposób nie mogę przypisać. To jest ciężka praca już skoordynowanej grupy ludzi, która wkłada w to dużo swoich emocji i umiejętności. Wyzwaniem jest szukanie takich osób.

Jaki jest Twój model zarządzania?

Można zarządzać zespołami przez mikrozarządzanie, kiedy ktoś stoi i mówi, co należy robić. Ale można zarządzać przez kontekst, czyli opowiadać pracownikom, dlaczego coś robimy, dawać jak najszerszy obraz sytuacji. I to jest bardzo trudne, ale podnosi zaangażowanie zespołu, bo wtedy osoby, które mają szerszy kontekst, mogą podejmować samodzielne decyzje, które są zazwyczaj najlepszymi decyzjami. Bardzo szybko zdaliśmy sobie sprawę, kiedy ten zespół przekraczał 15, 20 osób, że jako założyciele staliśmy się wąskim gardłem. Dlatego delegowaliśmy odpowiedzialność na osoby pracujące nad danym projektem, z danym klientem. I tak to powinno działać.

W jaki sposób przygotowujecie pracowników do takiej samodzielności i odpowiedzialności? Zwłaszcza tych, dla których jest to pierwsze miejsce pracy?

Kluczem tutaj jest zespół. My wierzymy w zespoły, które są samowystarczalne i tak naprawdę pracują jako sześcio-, siedmio-osobowe grupy. Oni się doskonale rozumieją, znają i świetnie komunikują, dużo uczą się od siebie nawzajem. Większe problemy i wyzwania rozwiązują także na swoim poziomie. Czy to dotyczące kontaktu z klientem, czy poszukiwania nowych osób do zespołu, czy nowych kompetencji. Naturalną komórką organizacyjną jest zespół. A firma jako zbiór zespołów wspiera i tworzy środowisko do tego, żeby te zespoły mogły dalej się rozwijać i działać jak najlepiej, poprzez wsparcie rekrutacyjne plus szukanie projektów, które są wyzwaniem, po zapewnienie narzędzi, które ułatwiają codzienne życie. Ale tą komórką, którą staramy się skalować, jest zespół.

Jaka jest wasza obecna rola jako założycieli? Czym się zajmujecie?

Razem z moim wspólnikiem jesteśmy podzieleni tak, że ja zajmuję się „światem zewnętrznym”, on „światem wewnętrznym”. Co to znaczy? Dominik wspiera rozwój Inwedo jako fantastycznego miejsca do pracy, jako miejsca, które wspiera rozwój, ciągle poprawia procesy i wdraża rozwiązania ułatwiające pracę. I także wspiera dział HR w strategii rekrutacji i docieraniu do właściwych osób.

Ja zajmuję się światem zewnętrznym, czyli po pierwsze chciałbym, żeby to, co robimy, ta nasza opowieść była słyszalna. Chciałbym docierać do firm i do założycieli start-upów, które realizują swoją ważną dla świata misję i potrzebują wsparcia technologicznego. Na tym się koncentruję, rozmawiając z firmami ze Skandynawii, z Zachodniej Europy, ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych.

Naszą wspólną rolą z Dominikiem jako założycieli jest coś, co nazywamy dyssypacją kontekstu, czyli przekazywanie firmie jak największego, jak najpełniejszego obrazu rzeczywistości, w której jesteśmy. To bywa trudne. Już w firmie o naszej skali informacje giną, bez świadomego podejścia do komunikacji. Z uwagi na zaangażowanie w wiele obszarów mamy przywilej widzenia najszerszego obrazu, więc powinniśmy po prostu ten obraz uwspólniać. Powtarzam te same komunikaty, mówię o wartościach, relacjonuję nasz sposób myślenia - to jest bardzo ważna część codziennej pracy.

Od razu myśleliście o tym, żeby działania rozszerzać na zagraniczne rynki?

Tak. Mieszkałem w 6 krajach i miałem możliwość doświadczenia multikulturowości. Byłem w tych najpotężniejszych hubach start-upowych: w Berlinie, w Tel Awiwie, w Sztokholmie, no i w samym San Francisco. Więc to była dla nas bardzo naturalna droga.

Mając już firmę - podróżowałeś w tyle miejsc? Pracowałeś zdalnie?

Dzięki ogromnemu wsparciu i zaufaniu od Dominika - mojego wspólnika, to było możliwe. Bo mieszkałem faktycznie w Japonii chwilę, wcześniej w Szwecji, gdzie kończyłem studia. Później przeniosłem się do Kalifornii, gdzie chcieliśmy promować to, co robimy. Następny był Berlin, tam zbudowaliśmy firmę produktową, w którą zainwestował berlińsko-amerykański inwestor.

Jakie macie plany na przyszłość?

Najlepiej chyba te plany podsumować jako sustainable growth, czyli po polsku - "zrównoważony wzrost" czy może "świadomy rozwój".

I to słowo "świadomość" jest tu istotne. Żyjemy w takim momencie, w którym powinniśmy myśleć, jaki wpływ mają nasze działania na otoczenie i rozwijać się powoli, w sposób zrównoważony, zapraszając do współpracy świadomych ludzi, szukając klientów i projektów, które - tak jak projekt platformy dla zarządzania CO2 - są w stanie mieć pozytywny wpływ na ten nasz otaczający świat.

Chcemy urosnąć o kolejne 20 osób w tym roku, ponieważ te projekty, które właśnie się zaczynają, wymagają silniejszego wsparcia. W lutym zaczną się 4 nowe projekty i właściwie latam między Szwecją a Los Angeles, żeby dopiąć szczegóły. To jest intensywny czas, w którym potrzebujemy nowych ludzi, gotowych podjąć wyzwanie i nie tylko robić to, w czym są świetni, czyli tworzyć techniczne aspekty, ale też pomagać tworzyć produkty, które mają znaczenie dla świata.

Przeczytaj drugą część wywiadu: Nie wierzę w “work-life balance”

Krzysztof Karolczak - współwłaściciel firmy Inwedo sp. z o.o. tworzącej oprogramowanie dla firm, które chcą zmieniać świat. Zaangażowany jako doradca, współzałożyciel lub inwestor w projekty m.in. zbiletem.pl, HelloHere (hellohere.com), Timble.us. Od 15 lat związany z IT, wspierając projekty aplikacji webowych i mobilnych zarówno dla startupów, jak i firm z sektora enterprise. Mieszkając w 6 krajach od US do Japonii miał okazję pracować w multikulturowych zespołach i poznać specyfikę rynku amerykańskiego oraz rynków skandynawskich i azjatyckich. Z zamiłowania żeglarz i instruktor żeglarstwa oraz podróżnik zakochany w Azji.  

Przeczytaj także:

Biznesu nie da się robić samemu

Czy trend zero waste zmieni model współczesnej gospodarki?