Inspiratornia

Martyna Zastawna – właścicielka firmy WoshWosh, w rozmowie z redakcją Rozwijamy.edu.pl, opowiada o tym, jak zdecydowała żeby zająć się czyszczeniem (renowacją, naprawą i customem) butów i porzuciła dobrze płatną pracę w agencji reklamowej. Mówi, że od początku bardzo wierzyła w swój pomysł i bardzo chciała spróbować. Udało się! Dzisiaj przygotowuje się do wejścia na kolejny rynek.

Co stało się impulsem do uruchomienia własnego biznesu?

Firma powstała w lipcu 2015 roku. Impulsem był moment, w którym wyjęłam z szafy brudne buty. Wcześniej pracowałam w agencji reklamowej. Nie miałam czasu i nie wiedziałam, jak mam wyczyścić buty, żeby ich nie zniszczyć. Zdecydowałam, że oddam je do firmy, która to zrobi za mnie. Byłam przekonana, że takie firmy istnieją. Moje zdziwienie było ogromne, gdy okazało się, że nie ma takiej firmy ani w Warszawie, ani w Polsce i w ogóle nigdzie w internecie. Na całym świecie. Uwielbiam buty, więc tym bardziej mnie to zainteresowało i zaczęłam dużo o tym czytać i coraz intensywniej myśleć.

I co działo się dalej?

Przez dwa tygodnie przeszukiwałam Internet. Było dla mnie przedziwne, że przecież jest potrzeba, to dlaczego nikt tego nie wykorzystał? Po dwóch kolejnych tygodniach postanowiłam zrobić badanie rynku. Stworzyłam tabelę w Excelu, podzieliłam ją na rodzaje materiałów, z których robione są buty i tam wpisywałam wszystkie informacje odnośnie procesu oraz oddzielny arkusz na produkty. Następnie, to była moja pierwsza inwestycja, zakupiłam wyszukane produkty i zaczęłam testować ich skuteczność.

Czy testowałaś je na własnych butach?

Tak, na szczęście miałam dużo butów, więc było na czym testować. Przez kolejne trzy tygodnie, wzięłam urlop w pracy aby sprawdzać metody i produkty. Jak już wiedziałam, co się sprawdza, co się nie sprawdza, to stwierdziłam, że rzucam pracę i będę czyściła, odnawiała, naprawiała i personalizowała buty.

Ile czasu upłynęło od samej idei do momentu uruchomienia firmy?

Łącznie od momentu kiedy wyjęłam buty z szafy do otworzenia firmy około pół roku.

Czy jakieś jeszcze przygotowania poczyniłaś przed uruchomieniem własnego biznesu?

Tak, oczywiście. Miesiąc przed tym, jak podjęłam decyzję i złożyłam wypowiedzenie w pracy, stworzyłam biznes plan, albo raczej coś na kształt biznes planu. Następnie zaczęłam tworzyć stronę, kontent na stronę, sesję zdjęciową. Na początku miałam ideę bloga, więc takiego bloga postawiłam.

Czy ktoś Cię wspierał na początku?

Tak. Plusem na pewno było to, że pracowałam przez 5 lat w agencji reklamowej, więc wiedzę z zakresu tworzenia stron czy samego marketingu miałam dosyć dużą. Sporym wsparciem był dla mnie mój narzeczony. On również prowadzi własną firmę, ale choć zupełnie inny profil jest jej działalności, to dużo mi doradził. Ale główny ciężar uruchomienia całej działalności był po mojej stronie.

Będąc na etacie, mając już jakąś pozycję zdecydowałaś się odejść i uruchomić własną działalność – czy to była trudna decyzja?

To też jest ciekawe. Nie chcę, żeby wyszło, że się chwalę. Myślę, że to jest ciekawe w kontekście mojej decyzji. Miałam 24 lata gdy założyłam firmę. Pracowałam 5 lat w różnych agencjach reklamowych i byłam na stanowisku menadżerskim. Zarabiałam całkiem fajne pieniądze i miałam dobrą pozycję. Skończyłam dwa kierunki studiów, więc to wszystko bardzo atrakcyjne się układało jak na 24-letnią dziewczynę. Dlatego też była to trudna decyzja.. Wyszłam jednak z założenia, że jestem bardzo młoda i nawet jeżeli mój pomysł się nie uda, to wrócę do innej agencji. Bardzo chciałam spróbować. Wierzyłam w ten pomysł.

Co jeszcze było dla Ciebie zachęcającego w myśleniu o własnym biznesie?

Myślę, że sam fakt, że będę miała własną firmę.

Co to dla Ciebie oznaczało?

Niestety miałam inne wyobrażenie własnej firmy, niż to się okazało w rzeczywistości. Na początku wydawało mi się, że będę mogła pracować kiedy chcę, będę mogła wyjeżdżać na urlop kiedy chcę. Oczywiście będę zarabiała bardzo dużo pieniędzy i że to wszystko będzie takie super fantastyczne. Okazało się jednak, że posiadanie własnej firmy wiąże się z ogromną pracą. Na szczęście mam tak, że jeżeli coś mnie bardzo zainteresuje, to jestem w stanie oddać się temu w całości. Poza tym kreowanie własnej firmy było dla mnie fascynujące. Z drugiej jednak strony nie wiedziałam o całej masie innych rzeczy, które się składają na własny biznes, szczególnie innowacyjny biznes, i to mnie przygniotło. Na pewno istotną kwestią było to, że mój pomysł był czymś nowym na rynku i nie mogłam odnieść się do wzorców, czy już istniejących rozwiązań. Wszystko musiałam kreować od początku sama.

Jak to jest być szefem na etacie, a być szefem w swoim biznesie?

Marzyłam o tym, żeby być szefem. W agencji byłam menadżerem, miałam 3 osoby pod sobą. Ale nade mną było kolejnych 7, więc tak naprawdę z każdym problemem mogłam się do kogoś zwrócić. Zupełnie inaczej jest prowadzić własną firmę, szczególnie na początku. Nie ma do kogo pójść i zadać pytania. Co innego jest zarządzać po 2 miesiącach trzydziestoosobowym zespołem we własnej firmie, a co innego jest zarządzać trzyosobowym w korporacji - to też jest gigantyczna różnica.

Opowiedz nam o początkach Twojej działalności. Jak rozwijał się Twój biznes?

Mój biznesplan zakładał, że przez pierwszy miesiąc trafi do WoshWosh ok. 10 par butów. Te 10 par butów trafiło w ciągu 2 pierwszych dni. W ciągu miesiąca finalnie dostałam 500 par butów. Ja absolutnie pod żadnym względem nie byłam przygotowana na to, że to tak zaskoczy. Nie miałam zakupionej wystarczającej ilości materiałów, odpowiedniego lokalu, pracowników. Nie miałam tak naprawdę nic, żeby sprostać takiej ilości klientów. W tym czasie pracowałam głównie sama po 16-18 godzin dziennie. Zaangażowałam moją siostrę. Nie miałam również czasu, aby szukać pracowników, bo dzień w dzień przychodzili klienci, dzwonili, pisali. Bardzo szybko media zainteresowały się moją firmą - wywiady, sesje, reportaże. To było istne szaleństwo, naprawdę. W kolejnym miesiącu okazało się, że trafiło kolejne 800 par i zrobiło się 1300 par do renowacji.

Miałaś zatem lokal i swoją siostrę do zrealizowania tak dużej liczby zamówień, to chyba wciąż za mało aby opanować sytuację?

Przez pierwszy miesiąc WoshWosh mieściło się w moim mieszkaniu, dopiero po miesiącu udało mi się wynająć lokal. W tym czasie zatrudniłam 3 osoby, które musiałam odpowiednio przeszkolić. Zawód renowatora nie istniał. Codziennie ktoś przychodził do mnie z problemem, że tej podeszwy to się nie da zrobić, farba jej nie przyjmuje itd. Musiałam wtedy szukać sposobu. Popełniłam błąd, że przyjmowałam wszystkie buty i bardzo chciałam zadowolić wszystkich klientów.

Co było wtedy dla Ciebie najtrudniejsze?

Po 2 miesiącach zatrudniałam 30 osób. Wynajęłam kolejny lokal, tym razem z przeznaczeniem na pracownię, o wielkości 130 metrów. Oszczędności się skończyły i musiałam zdecydować się na dość duży kredyt. Nic nie zarabiałam. Do każdej pary butów musiałam dokładać, bo okazało się, pomimo podwyższenia cen, cały czas dochodziły nowe koszty związane z kolejnym lokalem, kolejnym pracownikiem od obsługi klienta, materiałami itd. Niestety mieliśmy klientów, którym obiecaliśmy, że będą oczekiwali na buty 2 czy 3 tygodnie, a czekali nawet 3 miesiące. Byli bardzo niezadowoleni. Z jednej strony fajnie było widzieć, że biznes cieszy się popularnością, z drugiej jednak strony to, co działo się wewnątrz biznesu było dla mnie bardzo trudne.

Czy zastanawiałaś się, dlaczego tylu klientów zainteresowało się Twoimi usługami?

Myślę, że moje usługi były czymś nowym, a więc też ciekawym. I była to nisza. Ludzie potrzebowali tego typu usług. Zainteresowanie mediów było gigantyczne, mimo że nawet jednego telefonu nie wykonałam w tym kierunku. Nie wydałam nic na reklamę, marketing i promocję.

Jakie oczekiwania mieli Twoi klienci oddając buty do renowacji?

Bardzo dużym problemem był brak świadomości usługi. Klienci spodziewali się, ze oddając buty na podstawowe czyszczenie za 25 zł, otrzymają “nówki sztuki”. Jak takowych nie otrzymywali to zaczęły się reklamacje, a ja na początku nie byłam na to przygotowana. Nie posiadałam zabezpieczenia prawnego, formularzy reklamacji itd. Klienci to bardzo wykorzystywali. Dochodziło do sytuacji, że straszyli sądem czy UOKiK.

Wielu ludzi na Twoim miejscu przyznałoby: "wycofuję się, mam tego dosyć, nie daję rady." Czy Ty miałaś takie myśli?

Ja oczywiście też miałam takie myśli. Pojawiły mniej więcej po tym, jak się okazało, że kolejne 30 tysięcy musiałam dołożyć do firmy, a ten kredyt, który wzięłam też mi się kończył. Byłam załamana. Poza tym ilość pracy, ilość niezadowolonych klientów ze względu na wydłużony czas oczekiwania, ilość problemów. To mnie przerastało. Coraz częściej myślałam o tym, żeby zamknąć firmę. Byłam też psychicznie bardzo zmęczona.

Co działo się dalej?

Pamiętam, że zbliżały się moje 25 urodziny i święta, kiedy w końcu znalazłam czas, żeby pomyśleć o tym, co dalej. Był to już taki moment, że zaczęłam poważnie rozważać zamknięcie firmy. Postanowiłam jednak dać sobie jeszcze jedną szansę. Stwierdziłam, że podniosę ceny dwukrotnie.

Gdybyś mogła raz jeszcze znaleźć się w punkcie startu swojego biznesu to, co zrobiłabyś inaczej?

Wiele rzeczy zrobiłabym inaczej. Na pewno przygotowałabym biznesplan, który zakładałby kilka opcji. Gdybym miała przeliczone różne warianty mogłabym bardziej świadomie podejmować decyzje o tym, ile par butów przyjąć do realizacji. Poza tym dużo wcześniej rozpoczęłabym wstępne poszukiwania pracowników i przygotowałabym system szkoleń. Zorientowałabym się, gdzie można wynająć miejsce na pracownię. Zweryfikowałabym ceny, które wcześniej nie obejmowały czasu pracy pracownika, składek na ubezpieczenie, podatków, kosztów. I przede wszystkim rozmawiałabym z ludźmi biznesu.

Jakie cele biznesowe stawiasz sobie na najbliższe lata? Jak myślisz o tym biznesie za kilka lat?

Myślę o przyszłym roku bardzo intensywnie. Chcemy rozszerzyć działalność na rynki zagraniczne. Jestem teraz na etapie szukania finansowania. Jeśli uda mi się pozyskać fundusze, to będę mogła zrobić zdecydowanie więcej.

Czy np. na rynku niemieckim są takie usługi?

Nie ma w ogóle.

Czy myślisz, że z tym bagażem doświadczeń wejście na nowe rynki będzie łatwiejsze?

Tak. Błędy, które popełniłam na początku nauczyły mnie wiele i nie popełnię ich ponownie. Dodatkowo mam zupełnie inną perspektywę wejścia na kolejny rynek. Mam dużo większą wiedzę. Uważam też, że Polacy mają tendencję do tego, żeby mówić o swoich sukcesach, a o porażkach bardzo rzadko. Moim zdaniem porażki i problemy są nieodłącznym elementem biznesu.

Dlaczego warto jest pisać i mówić o problemach?

W Stanach mnóstwo jest książek i historii, o tych, którzy ponieśli “fuck up’y”. A wydaje mi się, że w Polsce w ogóle ludzie nie mówią o porażkach, nie ma kultury porażki. Uważam, że szczególnie dla osób, które chcą założyć własny biznes właśnie takie przykłady mogą być cenne. Ja takiej perspektywy nie miałam. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że może być aż tyle przeciwności.

Historie porażek jak i sukcesów są na pewno cennym źródłem wiedzy. W jaki jeszcze sposób młody człowiek może rozwijać swoje kompetencje potrzebne w prowadzeniu własnego biznesu?

Otwierając własny biznes wydawało mi się, że byłam przygotowana, ale okazało się, że nie do końca. Na pewno zabrakło mi wiedzy biznesowej. Teraz jest mnóstwo kursów, organizacji, dzięki którym można skorzystać z wiedzy eksperckiej. Bardzo cieszy mnie fakt, że dzięki drodze, którą przeszłam jestem zapraszana w roli mentora dla start up’ów. To dla mnie wielkie wyróżnienie.

Jakie rady dałabyś młodym osobom, które myślą o własnym biznesie?

Moja główna rada jest taka, żeby się nie bać. I żeby brać pod uwagę, że pojawiające się problemy są nieodłącznym elementem biznesu. Pasja. Jeżeli nie ma się pasji, to nie ma sensu zakładać własnego biznesu, bo ta pasja daje niesamowicie dużo: odwagę, siłę, motywację do tego, żeby radzić sobie z problemami.

Jakie kompetencje są szczególnie przydatne młodemu przedsiębiorcy na starcie?

Kompetencje dotyczące tworzenia i zarządzania strukturami, czyli jak wyznaczać obowiązki, jak zarządzać ludźmi. Cały czas trzeba się dokształcać. W książkach jest dużo wiedzy z zarządzania, prowadzenia firmy. Ja niestety zaczęłam za późno. Czytam mnóstwo książek, ale one nie dotyczą biznesu. I tutaj nasuwa mi się myśl, że jest ważne, aby pomyśleć, co tak naprawdę nas interesuje. Bo prowadzenie własnej firmy prędzej czy później będzie wiązało się na przykład z zarządzaniem ludźmi. I trzeba się zastanowić nad tym, co nam sprawia przyjemność i jak kształtujemy własną firmę, bo na pewno da się ją ułożyć w ten sposób, żeby zajmować się w dużej mierze tym, czym się chcemy zajmować

Co dla Ciebie oznacza sukces?

Na pewno to, że założyłam innowacyjny biznes, pierwszy na świecie. Perspektywa efektu końcowego, gdy widzę, jak buty wyglądały wcześniej, jak wyglądają po naszej pracy, a co się z tym wiąże radość klientów. Jak jestem w lokalu i widzę, że klient odbiera buty i jest szczęśliwy, a zdarzało się nawet czasem, że klient płakał ze szczęścia - to jest miód na moje serce.
Sukces to również wyróżnienia jakie udało mi się zdobyć: tytuł jednej z najbardziej kreatywnych osób w polskim biznesie wg magazynu Brief, udział w międzynarodowych konferencjach, czy bycie mentorem na eventach dla start up’ów itd.
I na koniec coś, co jest dla mnie najbardziej odczuwalne, szczególnie w kontekście początków WoshWosh. Mamy ułożoną strukturę (od kilku miesięcy zatrudniam managera), procesy, zasady. Nie muszę się martwić wyjeżdżając na kilkudniowa konferencję czy urlop. Mogę zająć się rozwojem biznesu i ze spokojem chodzić spać. To fantastyczna perspektywa :)

Bardzo dziękujemy za rozmowę i życzymy Ci dalszych sukcesów.

***
WoshWosh to pierwsza firma na świecie, która zajmuje się odnową, naprawą, czyszczeniem oraz personalizacją butów.
Martyna Zastawna, pomysłodawczyni i założycielka WoshWosh. Jedna z najbardziej kreatywnych osób według magazynu Brief. Z wykształcenia dziennikarka i politolog, która swoje powołanie odnalazła w obuwniczym biznesie.